sobota, 15 czerwca 2013

Plan dnia

7.30 budzę się, wstaję i idę do pokoju dzieci by powiedzieć 'Katie, Euan wake up, please!'. Następnie idę do łazienki, wychodzę po 10minutach, idę do ich pokoju i znowu 'wake up sweaties'. W tym czasie ich brat, 13letni Fergus wychodzi do swojej szkoły, a rodzice do pracy. Schodzę, żeby przyszykować im ich packed lunch do szkoły (bułka posmarowana lekko majonezem, z szynką i serem oraz do tego batonik i soczek), następnie wchodzę do pokoju, odkrywam im kołdry i jest stanowcze 'wake up guys!', powtarzam ich imiona kilka razy, mówię, że już za pięć ósma, schodzę na dół i robię sobie coś do picia.

Dzieciaki przychodzą, mówią że chcą to co zwykle, czyli bagel with melted butter (wkladam połówki do tostera, szybko smaruję masłem, którego nie może być widać!, bo one nie lubią masła normalnego, tylko mocno roztopione masło).
- do picia nic nie chcą - nigdy!

Następnie jedzą, oglądają tv, zbliża się 8.30 i szybko zbieramy się do szkoły, wychodzimy (dzieci mają do szkoły na 8.50 - codziennie). Zabieram ze sobą psa, żeby od razu załatwić spacer ;) Idziemy do szkoły jakoś 10-15minut, następnie zakładam słuchawki na uszy i biegnę z psem do domu. W domu jestem około 9.10, chwilę odpoczywam, jem śniadanie i zabieram się za mycie naczyń, odkurzenie, umycie podłóg, jeżeli jest np czwartek to robię pranie, a jeśli nie, to już jestem wolna, ale nudzi mi się trochę, więc ścięlę po domu łóżka, myję łazienki itp. ot tak po prostu, żeby jakoś zadać o dom, bo czysto to u nich nigdy nie jest ( : P) ot, jak to mówi mój znajomy - abstrakcyjny nieład. Hostka często mówi, że wcale nie muszę codziennie sprzątać ani odkurzać, bo przecież jest czysto, ale chcę to robić, bo po prostu  nie jest! (pies chodzi po całym domu). W piątki przychodzi Pani sprzątająca, ale po jej wczorajszej wizycie dużej różnicy nie widziałam :) Jest godzina 11, zabieram się za oglądanie serialu po ang., albo czytam coś sobie, wychodzę na dwór i leżąc na wielkiej różowej poduszce rzucam psu piłeczkę, albo skaczę na trampolinie.

Godz. 15.05 biegnę z psem do szkoły po dzieciaki (raz w tyg. - wt. idę po nie dopiero po 16), kończą o 15.20, więc czekamy już  z Chesterem przed szkołą. Przybiegają, opowiadają co się działo w szkole. Rozmawiamy, albo rozmawiają we dwójkę - wtedy miejscami jest mi ciężko ich zrozumieć. Po chwili jesteśmy w domu, dzieci odpoczywają godzinę, robię im znowu bagels z roztopionym masłem, po godzinie robimy zadania domowe, trwa to ok 15minut maks, bo mają bardzo mało zawsze, ale żeby namówić ich do zrobienia zadania mija ok 20minut. Następnie bawią się, grają, oglądają, przychodzi starszy brat. Koło 18-20 przychodzą rodzice i robią dinner, czyli jemy codziennie dopiero koło 20.30/ 21.00.
No i koniec dnia, dzieciaki idą spać koło 21.30, a ja siedzę zazwyczaj wieczorem przed komputerem i rozmawiam z przyjaciółmi ;)

Soboty i niedziele mam wolne.  Wczorajszy piątek również powiedzieli, że mam wolny, więc tylko odebrałam dzieciaki ze szkoły, a cały dzień spędziłam na zakupach.
Żyć nie umierać, see U! 


fotka zrobiona w trakcie pisania posta

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witam i dziękuję za pozostawienie komentarza ;)