Hi,
obiecywałam, obiecywałam i ... no właśnie - zaniedbałam. Dostałam wiele pytań, kiedy powrócę do bloga i naprawdę zrobiło mi się miło, że ludzie czytają ;) Otóż -
od dzisiaj wracam i będę pisała na bieżąco, bo humor od kilku dni mi naprawdę dopisuje.
Ostatnie.. 3tygodnie? Były pełne w różne wydarzenia, wyjścia, jak życie z moją rodzinką, zwiedzanie, poznawanie nowych ludzi, czy innego jedzenia, no ale przeważyło i tak szukanie mieszkania w Poznaniu, którego i tak jeszcze nie znaleźliśmy.Jednym słowem - tragedia. Szukanie mieszkania naprawdę potrafi wykończyć nerwowo. Nie będę jednak opisywać ostatnich tygodni, tylko przejdę do opisania
'co dał mi wyjazd jako au pair'. Może powinnam ten temat pozostawić na później, jak będę wracać do Polski, jednakże już teraz widzę, ogromne korzyści, więc:
1. Odwaga i wiara w siebie oraz poznawanie ludzi.
Wyjeżdżając obawiałam się trochę. W trzy dni przed wyjazdem, schudłam 3kg
(zauważyłam to po zważeniu się pierwszego dnia w nowym domu, w UK)
. Pierwsze 2tygodnie siedziałam w domu. Chciałam po prostu jakoś im pokazać, że chcę się integrować z rodziną i jeszcze przyjdzie czas na wyjścia. W tym czasie zapisałam się do kilkunastu grup na facebooku o przykładowych nazwach 'au pair Poland', 'au pair London', czy na stronach typu 'au pair in UK'. Na każdej umieściłam wiadomość o mojej lokalizacji i chęci spotkań. Zaczęłam rozmawiać z dziewczynami z różnych państw, w tym z Polski. Spotkałam się z częścią i planuję kolejne spotkania. Naprawdę przyjemnie jest poznawać nowych ludzi (zazwyczaj au pairki), wymieniać się spostrzeżeniami nt naszej pracy, marudzić, czy chwalić rodziny, opowiadać zabawne historie i opowiadać o sobie. Bo przecież - nie wiemy o sobie nic :) Przyznam szczerze, że na początku obawiałam się, że ciężko mi kogoś będzie tutaj poznać, bo przecież nie wyjdę na ulicę z kartką '
Hi, I'm an au pair from Poland, and U?' jednakże internet naprawdę mi w tym pomógł. Cieszę się, że mogłam poznać (i wciąż poznaję!) tak naprawdę różnych, ciekawych ludzi. Od przedwczoraj szukałam/szukam au pair dla mojej rodziny. Odpisało mi naprawdę wiele dziewczyn m.in. z Filipin, czy Włoch. Pytały się i prosiły, czy mogę opisać im rodzinę. Co robiłam? Podawałam od razu nazwę skypa i tak przez 2dni porozmawiałam z dziewięcioma dziewczynami (nie wiedząc o nich totalnie nic). Powiem szczerze, że to naprawdę przyjemne. ;) Naprawdę żałuję, że wyłączyli około 5 lat temu możliwość przypadkowych rozmów z ludźmi na skypie, bo brakuje mi tego, jak tutaj siedzę sama w domu za dnia.
Kolejny fakt? Widząc na ulicach Londynu - różnorodność (nie wiem jak to inaczej nazwać), głoszę hasło
'nie przejmuję się absolutnie tym, co inni o mnie sądzą' gdyż tak naprawdę każdy patrzy tylko na siebie.W Polsce miałam czasem problemu o treści
'co ludzie powiedzą'. To znaczy, wmawiałam sobie, że nie mam, ale tak naprawdę było inaczej.. Tutaj się tego oduczyłam. Nie interesuje mnie absolutnie co ktoś pomyśli na to, jak w danym momencie wyglądam, ile ważę, jak się zachowuję, czy co lubię. Wiem kim jestem, znam swoje wartości i się tego trzymam. Nie stanowi dla mnie problemu ubranie się inaczej niż w Polsce (ostatnio wymyśliłam, że dla własnej przyjemności, połączę najdziwniejsze rzeczy w mojej szafie i wyjdę sobie na Oxford Street. Będę się cieszyć sama w sobie, bo wiem, że nikt, jak to w naturze Polaków bywa, mnie nawet nie zmierzy). Oho, taka zabawa po prostu :p
Co najważniejsze, mam naprawdę wspaniałą rodzinę i wiem, że naprawdę dużo im zawdzięczam. Na początku słyszałam komplementy o treści
'jesteś kochana, śliczna, cudowna', jednak uważałam, że to naprawdę tylko puste słowa. Dopiero jakoś od ostatnich 3tygodni, hostka zaczęła rozwijać swoje 'komplementy', że tak to nazwę. Codziennie dowiaduję się, jak to dobrze gotuję i jak dzieciom, i im smakuje. Są zdziwieni, że potrafię ugotować, czy przyprawić coś całkowicie inaczej. Mówi mi również, że bardzo jej się podoba moja wrażliwość do członków rodziny i zaangażowanie, tj że czują, jakbym była ich członkiem rodziny, siostrą dzieci, a nie au pair. Chodzi jej o 'czytanie twarzy', tak to ona u mnie nazywa. Mówi, że mam doskonałą taką umiejętność, że widzę, że ktoś czegoś potrzebuje i zawsze się pytam co się stało i pomagam z własnej woli. Powiem szczerze, że dzięki tej rodzinie naprawdę wiem, że się nigdy nie załamię, jeżeli coś się stanie, czy ktoś mi coś powie. Wczoraj na przyjęciu, czy podczas rozmowach z nową au pair, nawet gdy hostka rozmawia przez telefon - w każdym momencie, gdy nie było mnie obok, a siedziałam u siebie słyszałam, jak opowiada o tym, że ceni mnie za moją inteligencję i że mnie uwielbia. Naprawdę, jak słyszę tyle miłych słów, to nie, że promienieję (żeby nie było), po prostu czuję się silniejsza. O tak. :)
2. Zwiedzanie.
Trzy miesiące w Londynie? Bez wyjazdu au pair nigdy nie miałabym możliwości na poznanie tego miasta, w tak dużym stopniu. Podczas tygodniowych, wakacyjnych podróży, naprawdę nie jest się w stanie po prostu obyć z tym miastem. Często jest tak, że mam zaplanowane, że dzisiaj zwiedzę to, to i to. Okazuje się jednak, że np dana linia metra nie działa, albo zgłodniałyśmy i zachciało nam się na zakupy. Wiemy po prostu o tym, że nic nam nie ucieknie, bo jeszcze tutaj jesteśmy
(piszę w formie - my - bo ostatnio miałam wielkie plany na zwiedzanie z Angelą, a skończyło się oczywiście na zakupach, bo w końcu SALE są EVERYWHERE). A więc naprawdę pochłaniam jak mogę wszystko. Patrzę na budynki, ludzi, jedzenie. Wszystko trzeba zapamiętać i poczuć klimat. Miło jest po prostu chodzić sobie po ulicach, patrzeć wszędzie na turystów i wiedzieć, że nim się nie jest, tylko się tutaj mieszka ;).
3. Zakupy.
O jeju! Temat rzeka.. W Polsce ostatnio przez pół roku szukałam butów, które naprawdę mi się spodobają.. Wchodziłam do naszego zielonogórskiego focusa
(jedyne centrum lokalnego shoppingu) i wychodziłam jedynie z longerem z kfc.. Wchodziłam do poznańskiej Malty, czy Starego Browara i wychodziłam jedynie z muffinem ze Starbucksa. Nie mogłam znaleźć tego, co po prostu mi się naprawdę podobało. Bo nie chciałam butów, które nosi 3/4 ludzi. A tutaj? Jezu. Gdzie bym nie weszła, czuję, że np dane buty, to
BUTY MOJEGO ŻYCIA no i jeśli nie znajdę za pierwszym razem ich, to biegam do kilku sklepów tej samej sieci (to Londyn, więc musi się znaleźć!) i tak oto zazwyczaj znajduję to, co chciałam :)
Nie jest mi również szkoda, wydać np 120f w jednym sklepie, bo przeliczając na złotówki, wychodzi 600zł. Jednakże w tych 600zł mam tutaj np kurtkę, 2pary butów, torebkę, 3spódniczki, jakieś bluzki, sukienkę, biżuterię. Po prostu to co potrzebuję ;) A więc żyć, nie umierać! I naprawdę wiem, że tutaj nie za się zarobić, bo transport jest naprawdę drogi, a odmawiać sobie nie będę, bo naprawdę więcej nie skorzystam, więc robię i kupuję to co chcę ;)
(no pomijając moje piękne buty z topshopu =>, które stwierdzam, że kupię jak przecenią je (OBY) np do 25f).
4. Jedzenie. Może zacznę po prostu od tego, że moi hości po prostu mają sporo pieniędzy, a więc robienie co dwa dni zakupów na kwotę 60-100f to dla nich nic wielkiego. Owszem, znajduję w lodówce rzeczy typowo angielskie, które po prostu odrzucają, jednakże żadnych
mashed potato z puszki, czy zupy z puszki - nie jemy. Uf. No i kontynuując - dzięki nim naprawdę mam możliwość poznać wiele.. dań? przystawek? składników? Których w Polsce 1. nie ma 2. nie mam wystarczająco pieniędzy, by je w swojej lodówce prezentować. (:p). A więc jako, że uwielbiam gotować (nie powstydzę się nawet słowa - kocham), po prostu wystarczy, że podam im czego potrzebuję, a przywiozą mi to i mogę robić ciasto, którego bym u nas w Polsce po prostu nie wykonała, właśnie z powodu na składniki - cena/niedostępność. Przyjemnie jest również mieć 10 (!) rodzajów serów w domu, czy 60słoiczków z przyprawami
(które ja pootwierałam, bo 90% z nich nigdy wcześniej nie była używana). Miło jest również budzić się i mieć w lodówce kilka rodzajów świeżych owoców
(na szczęście moi hości zamrażarki używają tylko do lodów, paluszków rybnych i frytek -
nie jak większość anglikó jedząca mrożone owoce, czy warzywa). A więc pobyt tutaj, daje ogromne możliwości w próbowanie po prostu innych smaków :) Oczywiście, zdarzają się rzeczy, których nie tknę - marmite (o fu!). Ale każdy wie, że slogan z obrazka obok - jest prawdziwy. Albo kochasz, albo nienawidzisz.
U mnie to drugie.
5. Język.
Nie mam pojęcia, dlaczego nie napisałam go pod numerem 2. Aktualnie ciężko mi ocenić swoje umiejętności językowe, bo wydaje mi się, że to nie mi oceniać tj bo ja siebie nagrywać po angielsku i odsłuchiwać nie będę. Jednakże zauważam ogromną różnicę w słuchaniu. Otóż pierwszego dnia, siedząc z hostką w samochodzie, byłam przerażona.. Potakiwałam głową na potwierdzenie i wyłapując pojedyncze słówka z nią rozmawiałam. Następnie już ją bardziej rozumiałam, jednakże często prosiłam o wytłumaczenie mi o co jej chodzi. Teraz? Pytam się coraz rzadziej co znaczy dany wyraz. Potrafię się już bardzo dobrze dogadać z dziećmi. Mogę rozmawiać z Katie o wszystkim (modzie, jej fake paznokciach, czy powinna kupić staniczek, czy też o chłopcu, który był jej chłopakiem przez trzy dni), po prostu o trudnych sprawach 9latki. A więc wydaje mi się, że naprawdę językowo taki wyjazd daje bardzo dużo ;).
6. Przyszłość.
Co najważniejsze, odkryłam, że naprawdę uwielbiam takie doświadczenia. Wiem, że to nie jest mój ostatni wyjazd au pair oraz że weekendowe wyjazdy tanimi lotami do innych krajów, czy miast, to to, czym będę żyła w Polsce w czasie wolnym ;) Żeby poznawać świat, bawić się i spełniać. Po prostu.
Program au pair?
Polecam ogromnie każdemu!
PS Miło mi, jak napiszesz komentarz, bo wiem, że tu jesteś i czytasz do końca. To naprawdę mnie motywuje, a zabierze Ci tylko minutę. (dziękuję, Pola)
See U.